Ostatnio trafił w moje ręce linoryt polskiego ekspresjonisty Stefana Szmaja. Co pewien czas w moich poszukiwaniach prac wybrzeżowych artystów przewijało się jego nazwisko.
Szmaj był twórcą nieco tajemniczym i zagadkowym. Mieszkał od 1935 roku w Gdyni, ale jako artysta związany z Wybrzeżem, tworzył w zupełnym zapomnieniu. Co mogło być przyczyną takiej sytuacji? Czy może jego współpraca i przynależność zaraz po odzyskaniu niepodległości do awangardowego, poznańskiego ugrupowania „Bunt”? Wydaje się, że być może, bowiem artyści awangardowych grup malarskich wśród reszty twórców zawsze znajdowali się na końcu hierarchii artystycznej, pomimo ich wysokich umiejętności twórczych. Szmaj należał wraz z Małgorzatą i Stanisławem Kubickimi do głównych przedstawicieli ugrupowania „Bunt”. Po krótkich studiach artystycznych w Monachium ze swoim kolegą Stanisławem Przybyszewskim mógł omawiać różne aspekty swojej twórczości, pogłębiać wiedzę plastyczną. Jednocześnie w tym samym czasie w 1919 roku ukończył studia medyczne. W roku 1935 już jako lekarz okulista przeprowadził się z Bydgoszczy do prężnie rozwijającej się Gdyni.
Ważną częścią ugrupowania „Bunt” było wydawanie dwutygodnika „Zdrój”. Pismo ukazywało się przez 5 lat w Poznaniu (1917-1922). Redaktorem naczelnym był Jerzy Hulewicz. Redaktorzy gazety byli dość bezkompromisowi, głosili konieczność radykalnych zmian w życiu społecznym i politycznym. Na łamach wydawnictwa publikowali m. in.: Stanisław Przybyszewski, Jan Kasprowicz, Władysław Orkan, Stefan Żeromski, Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Po roku działalności odszedł Stanisław Przybyszewski. Redakcję przejęli młodzi twórcy skupieni wokół artystów grupy „Bunt” m.in.: Jerzy Hulewicz, Małgorzata i Stanisław Kubiccy, Władysław Skotarek, Jan Wroniecki, August Zamoyski i Stefan Szmaj.
Zapewne punktem zwrotnym kariery Szmaja była znajomość ze Stanisławem Przybyszewskim. Jak należy przypuszczać, ich przyjaźń przerodziła się w wiele przeróżnych pomysłów na życie, między innymi większe zwrócenie uwagi na sztukę, która okazała się wielką pasją Szmaja, zdolnego, obdarzanego dużą inteligencją lekarza.
Czas przynależności do poznańskiego ugrupowania przypadający na koniec drugiej dekady XX wieku to moment dużej aktywności artystycznej. Szmaj jako jeden z przedstawicieli ugrupowania „Bunt” nieco odróżniał się od innych jego członków. Pochodził ze środowiska o małym doświadczeniu plastycznym, dlatego jego spojrzenie mogło być często o wiele świeższe i nie tak radykalne jak innych kolegów, jego prace były bliższe natury, pozbawione były radykalnej abstrakcji, którą prezentowali inni członkowie ugrupowania. Swoje prace wykonywał w technice linorytu tak jak jego niemieccy koledzy.
Od początku powstania „Bunt” utrzymywał kontakty z niemieckimi ruchami artystycznymi, ale także z polskimi ugrupowaniami: Jung Idysz w Łodzi i ugrupowaniem Polscy Ekspresjoniści w Krakowie przemianowanym później w grupę Formistów. Artysta z Poznania szczególnie w latach 1917-1922ÂÂ w swojej pracy osiągnął wiele znaczących rezultatów, wówczas pojawiło się kilka znaczących prac, powstała teka linorytów zatytułowana „Topole” i nieco później, teka 12 prac zatytułowana „Morgue”.
Jako uczestnik kampanii wrześniowej, czas okupacji, kilka miesięcy artysta spędził w niemieckiej niewoli, później jako lekarz okulista leczył pacjentów w Łowiczu i Skierniewicach. Po wojnie powrócił do Gdyni, gdzie wydaje się, że jego aktywność artystyczna uległa znacznemu ograniczeniu. Co było tego powodem? To jedna z tajemnic, która otacza jego życie. Jego aktywność plastyczna uległa minimalizacji choć stosunkowo niedawno na rynku antykwarycznym pojawiły się 33 powojenne akwarele, widoki portu w Gdyni, które trafiły do miejscowego Muzeum.
Dziś pamiętamy Stefana Szmaja jako wybitnego przedstawiciela przedwojennej, awangardowej grupy ekspresjonistów ”Bunt” z Poznania, utrzymującej stałe kontakty z berlińskim środowiskiem artystycznym. Sam Szmaj przez pewien czas mieszkał w Berlinie i tam spędzone lata uważane są za najbardziej twórcze w jego karierze. Jego linoryty wywołujące niepokój tkwią w obrazowości i plastyczności sztuki, którą Przybyszewski poddawał krytyce, uważał, że nie przyjmie się na polskim gruncie. Jednak prace Stefana Szmaja zaliczane są dziś do czołówki najbardziej reprezentatywnych dzieł polskiego ekspresjonizmu.
Stanisław Seyfried