Artykuły
Zazwyczaj gośćmi moich felietonów są Ci najwięksi, najlepsi, znani i utalentowani. Dziś bohaterem będzie typowy i nie wyróżniający się artysta. Wydaje się, że nie znalazł miejsca wśród tych popularnych i nie zapisał się do grona tych często wymienianych. Tak naprawdę to nic lub bardzo mało wiemy o jego malarstwie i jego osobie, choć znanych jest kilka jego gdańskich obrazów. Niektóre zdradzające talent i nabyte umiejętności. Jednak zachwianie nie równych poziomów jego sztuki skłania do ostrożności w ocenach. Trudno jednak odmówić artyście pracowitości i żarliwej gonitwy za malowaniem odkrywanych nowych pejzaży Gdańska. Mowa o Moritzu Wimmerze, pejzażyście gdańskich widoków i architektonicznych wedut nadmotławskiego miasta.
Hermann Both karierę malarską rozpoczynał studiami w Królewskiej Szkole Sztuk Pięknych nad Motławą w pracowni Johanna Carla Schultza. Za sprawą wsparcia Gdańskiego Towarzystwa Pokoju dla najzdolniejszych studentów miasta i prowincji Prus Zachodnich wyjechał na studia do Düsseldorfu, gdzie trafił do jednego z najwybitniejszych pejzażystów ówczesnych czasów Johanna Wilhelma Schirmera.
U podstaw wystawy twórczości Leszka Pawlikowskiego, artysty malarza pochodzącego z okolic Grudziądza leży niedola różnych aktów terroru i prześladowań etnicznych grup na przykład jezydów wywodzących się z Mezopotamii. W wierzeniach tej grupy etnicznej nie istnieje pojęcie dobra i zła, grzechu czy diabła, wybór drogi życia należy od doli wybranej przez siebie samego. Jezydzi często postrzegani są jako „czciciele diabła”, ta błędna interpretacja ich wiary wykorzystywana jest w historii dla usprawiedliwienia ludobójstwa.
Kiedy zadzwonił, byłem lekko zdezorientowany, nie wiedziałem czy odebrać, wahałem się, było dość późno. Przypuszczałem, że sprawa może nie być błaha. Wiedziałem, że na pewno nie będzie to kolega, który chce mnie wyciągnąć na wieczorną kawę, koledzy przecież wiedzą, że już od dawna o tej porze nie pijam kawy. Jakież było moje zdziwienie kiedy po odebraniu okazało się, że dzwoniącym jest dawno niesłyszany kolega. Malarz, artysta, profesor, któremu przed laty poświęciłem przynajmniej kilka felietonów literackich, nieprzeciętna osobowość, wyjątkowy erudyta o niepospolitej inteligencji, a do tego znakomity twórca.
"On, zadeklarowany kolorysta, z impresjonizmu, który zresztą bardzo cenił, brał bogatą paletę barw i nastrój, natomiast jego wyobraźnia twórcza dyktowała mu realistyczną, lecz nigdy nie „fotograficzną” resztę.”" To słowa zmarłej w siedem lat po mężu, również gdyńskiej malarki Aldony Baranowskiej. Zupełnie niezależnie zbiegły się dwa wydarzenia artystyczne dotyczące gdyńskiego marynisty Henryka Baranowskiego.
Gdańsk jako duży ośrodek gospodarczo-handlowy, kulturalny i artystyczny, znajdujący się w granicach Cesarstwa Niemieckiego nie posiadał Akademii Sztuk Pięknych, a jedynie szkołę artystyczną o statusie półwyższej uczelni. Jednak poza jej studentami do miasta ściągała duża rzesza artystów, nie tylko na plenery, czasami na dłużej, niekiedy już na zawsze. Magnesem oczywiście była architektura, ale również położone za miastem wspaniałe pejzaże Szwajcarii Kaszubskiej i Zalewu Wiślanego. Drugim, dużym ośrodkiem artystycznym położonym stosunkowo blisko, bo około 150 km od Gdańska był Królewiec. Powstała tam w 1842 roku Akademia skupiała olbrzymie środowisko bardzo uzdolnionej młodzieży. Stamtąd wywodziły się sławy europejskiego malarstwa: Kathe Kollwitz, Lovis Corinth czy Emil Neide, ale Prusy Wschodnie są zupełnie innym tematem, zasługującym na osobną publikację.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że twórczość Carla Gustava Rodde (Roddenbury) należącego do czołowych malarzy XIX-wiecznego Gdańska oparta jest na doświadczeniach i wiedzy jego profesora Johanna Carla Schultza, dyrektora Królewskiej Szkoły Sztuk Pięknych i Rzemiosła Artystycznego w Gdańsk (1834 – 1873). Szkoły, która powstała w 1803 roku i usytuowana była w Złotej Bramie.
Malarska osobowość Jana Gasińskiego (1903-1967) do dziś pozostaje nieco tajemnicza i mało znana. Był malarzem zasługującym na większe zainteresowanie, bowiem szczególnie powojenną twórczość artysty można zaliczyć do udanych. Dopiero ostatnie lata malowania, ze względu na chorobę, były nieco słabsze.
Dwa obrazy, dwóch znakomitych polskich malarzy, ale jakże odmienne, prezentują dwa spojrzenia na malarstwo. Poruszają jeden temat, historyczne wydarzenie, dla Polaków wyjątkowo ważne - „Zaślubiny Polski z morzem”. Wojciech Kossak i Julian Fałat. Fałat namalował symboliczną scenę tego wydarzenia, różnie przyjmowaną przez krytykę, natomiast Kossak przedstawił namalowaną w 10. lat po zaślubinach w Pucku swoją realistyczną wersję. W historiozoficznym znaczeniu nieco odmienną od rzeczywistości, oddającą w ówczesnym czasie ducha patriotycznych potrzeb Polaków. Obraz należący do Muzeum Wojska Polskiego ukazuje narodowego ducha polskiej kawalerii, co w dziele Kossaka wydało się ważniejsze od symboliki kreacji Fałata. W militarnej sytuacji Polski, niewiadomych i zagrożeń taka wizja zaślubin wydała się dla artysty cenniejsza.
Niektóre dzieła gdańskiej sztuki lat 30. ubiegłego wieku narażone na zniszczenie, poddawane przez władze nieustannej krytyce trafiały na listę „sztuki zdegenerowanej”. Ministerstwo Propagandy i Oświecenia Publicznego Rzeszy kierowane przez Josepha Goebbelsa tropiło wszelkie przejawy nowatorskich kierunków w niemieckiej przestrzeni muzealnej, których przedstawicielami byli również gdańszczanie.
Ukazała się kolejna publikacja poświęcona Ignacemu Klukowskiemu (1908-1978), polskiemu malarzowi osiadłemu po wojnie na Wybrzeżu. Malarzowi, którego dopiero dziś szerzej poznajemy. Dzięki zaangażowaniu rodziny i udostępnieniu twórczości odkrywamy artystę, który do tej pory pozostawał w cieniu gdańskiego malarstwa.
Szafranowy kolor malarstwa Barbary Gruszki, gdańskiej malarki pozostał w mojej pamięci do dziś. Mijał czas, zacierały się obrazy odwiedzanych wystaw, aż trafiłem na informację o nowym pokazie jej malarstwa. Wróciły mocne wrażenia tamtej wystawy, kolorowe obrazy i zapach unoszący się w wyobraźni, silny, niepozostający bez znaczenia na emocje.
13 grudnia w Bazylice św. Brygidy w Gdańsku otwarto wystawę malarstwa gdańskiego artysty Andrzeja Jana Piwarskiego „Ślady – Nadzieje – Polska 1970-1980 -1989”. Właścicielem 27 dzieł jest Komisja Międzyzakładowa NZSS „Solidarność” Gdańskiej Stoczni „Remontowa” im. Józefa Piłsudskiego. To chyba jedyny przypadek w Polsce, aby zbiór malarstwa należał do Związku Zawodowego.
To jedna z najcenniejszych i najciekawszych graficznych tek gdańskich. Przygotowana w na początku XX wieku przez Leona Wyczółkowskiego należy do niedoścignionych prac artystycznych jakie kiedykolwiek powstały na temat Gdańska. Oczywiście można byłoby sięgnąć do starych wizerunków grodu nad Motławą, ale byłby to tylko graficzny zapis jego wyglądu.
Zapomniana postać polskiej sztuki. Może nie zapisał się wśród tych najważniejszych, ale wśród nich powinien być na pierwszym miejscu. Kiedy oni wydobywali się z powojennej traumy on skazany przez NKWD na 15 lat katorgi pozostawał przez 11 lat na zesłaniu w Workucie i Kołymie. W czasie wojny brał udział w Ruchu Opory, należał do Armii Krajowej i był przedstawicielem Delegatury Rządu. Adolf Popławski pseudonim „Łukasz”.

Zbliżają się dwie wystawy malarki pozostającej dla mnie nadal kontynuatorką estetyki lirycznego koloryzmu zawartego w wizji ekspresji abstrakcyjnej. Może za bardzo rozszerzyłem ornamentykę jej twórczego myślenia, ale znając poprzednie wcielenia twórcze, myślę, że oddałem charakter jej kreacji. Danuta Joppek, nie musi na siłę walczyć o pamięć. Patrząc na jej stare malarstwo, nadal zachwycam się, czuję pełnię zadowolenia i zaspokojenie satysfakcji artystycznej. Kolory jej malarstwa wprowadzają wewnętrzny spokój, kremowa barwa odcieni perłopławów dawała ten wyraz ukojenia. Dopiero paryskie wystawy wprowadziły pewien nerw. Co zobaczymy teraz?

Minęło 60. lat kiedy to grupa młodych inżynierów Zakładów „Zamech” w Elblągu próbowała zmienić przyzwyczajenia miejscowej publiczności. Rozrywka lat 50. w stylu „Kryminał Tango” przechodziła do lamusa. Za sprawą trzech inżynierów: Wacława Nadziakiewicza, Lechosława Rutkowiaka, Jerzego Wojewskiego oraz dwóch malarzy: Janusza Hankowskiego i Gerarda Kwiatkowskiego 27 marca 1962 roku w Elblągu powstała Galeria El.

Artykuły 



















