Artykuły
Przed 102. laty, 14 lutego, na pierwszej stronie „Gazeta Gdańska” donosiła: „W dniu zajęcia Pucka i Wybrzeża morskiego wydał jenerał Haller do podwładnych mu wojsk następujący rozkaz dzienny: Żołnierze. Spełnia się w dniu dzisiejszym jedno z najświętszych pragnień Narodu Polskiego, jeden z najważniejszych celów i dążeń państwa naszego- stajemy nad Polskim Morzem. Sztandar Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i bandera marynarki polskiej została dzisiaj zatknięta na brzegu Bałtyckiego morza, by po wieczne czasy głosić Narodowi naszemu i całemu światu, że morze to było, jest i będzie polskiem…”
Zachęcony rozmową z przyjaciółmi o dobrej wystawie prezentowanej w Oliwskim Ratuszu Kultury, postanowiłem ją zobaczyć, pomimo iż od pewnego czasu tam nie zaglądam. Jak się okazało nazwisko autorki prezentacji jest mi znane. Od razu mogłem założyć, że trafię dobrze, bowiem tata malarki, znany gdański twórca, Konrad Szachnowski, to artysta mający za sobą bardzo ciekawą działalność teatralną na Wybrzeżu.

Schodzące ku morzu oliwskie wzgórza morenowe okalające Trójmiasto były prastarym miejscem, gdzie spływające z góry potoki tworzyły naturalną siłę napędową powstających tu młynów, papierni, kuźni czy prochowni. Przedsiębiorczy cystersi wykorzystywali te warunki tworząc początki rozwoju Oliwy, a pobudowane dwory i majątki bogatych gdańszczan tworzyły jeden z ciekawszych w Europie zespołów budowli pałacowo-dworskich. Oliwa stała się modna, przyjeżdżali tu wielcy tego świata: monarchowie, dyplomaci, politycy. Tu toczyły się rozmowy pokojowe kończące wojny polsko-szwedzkie. Bywali artyści, a przede wszystkim malarze, uznając miejsce za idealne dla plenerowych spotkań. Zachwycali się otoczeniem i przyrodą. Po II wojnie światowej zamieszkali tu wielcy twórcy polskiej sztuki: Władysław Lam, Kazimierz Śramkiewicz, Zdzisław Kałędkiewicz, Andrzej Dyakowski, Wojciech Górecki. W czasie Wolnego Miasta Gdańska w Oliwie mieszkali również znakomici malarze do których należał niewątpliwie Otto Herdemertens.
Po utworzeniu Wolnego Miasta Gdańska charakter nadmorskiej sztuki południowo-wschodnich rejonów Morza Bałtyckiego nabrał nieco innych kolorów. Polskim malarzom w Gdańsku ciężko było przebić się do grona najlepszych. Inną sytuację mieli malarze Królewca położonego od Gdańska zaledwie o 150 kilometrów. Miasta z dużą Akademia Sztuki założoną w 1842 roku, mającą wielkie znaczenie w szkolnictwie artystycznym Prus.
Kilkuwiekowe panowanie Polski nad Gdańskiem dobiegało końca. Knowania przyszłych zaborców nie ustawały na sile. Zachłanność prusko-rosyjska w końcu doprowadziła do upadku miasta. Protektorat Prus i Saksonii, a następnie krótka administracja francuska nie polepszyły jego położenia, a wręcz przeciwnie. Sytuacja gospodarcza Gdańska była coraz gorsza. W końcu francuska blokada portu przerwała jakikolwiek handel. Najsłynniejsi gdańscy artyści Jacob Wessel, Andreas Schlüter czy Daniel Chodowiecki pod koniec upływającego XVIII wieku już definitywnie opuścili podupadające miasto. Europejska metropolia, jeszcze do niedawna, miasto tętniące życiem i pławiące się w dostatku, chyliła się ku upadkowi, powoli zamieniała się w prowincjonalny ośrodek. Powolne odradzanie się sztuki dzięki powołanej w 1804 roku Prowincjonalnej Szkoły Artystycznej i założonego w 1835 roku Towarzystwa Sztuk Pięknych stworzyło możliwości odradzania się kulturalnego życia Gdańska.
Nie pojechałem do Poznania podziwiać Plaży w Pourville Claude’a Moneta, zachwycać się Lovisem Corinthem czy doceniać polskich modernistów, ale ściągnął mnie tam prezentowany po raz pierwszy w Polsce duński malarz Wilhelm Hammershøi. I też nie dlatego, że należy do czołówki malarstwa duńskiego, przełomu XIX i XX wieku, ale dla jego wymykającej się spod kontroli sztuki, z określeniem której w jego wypadku możemy mieć mały problem.
Kilkuwiekowe panowanie Polski nad Gdańskiem dobiegało końca. Knowania przyszłych zaborców nie ustawały na sile. Zachłanność prusko-rosyjska w końcu doprowadziła do upadku miasta. Protektorat Prus i Saksonii, a następnie krótka administracja francuska nie polepszyły jego położenia, a wręcz przeciwnie. Sytuacja gospodarcza Gdańska była coraz gorsza. W końcu francuska blokada portu przerwała jakikolwiek handel. Najsłynniejsi gdańscy artyści Jacob Wessel, Andreas Schlüter czy Daniel Chodowiecki pod koniec upływającego XVIII wieku już definitywnie opuścili podupadające miasto. Europejska metropolia, jeszcze do niedawna, miasto tętniące życiem i pławiące się w dostatku, chyliła się ku upadkowi, powoli zamieniała się w prowincjonalny ośrodek. Powolne odradzanie się sztuki dzięki powołanej w 1804 roku Prowincjonalnej Szkoły Artystycznej i założonego w 1835 roku Towarzystwa Sztuk Pięknych stworzyło możliwości odradzania się kulturalnego życia Gdańska.
Klaudia Teodorowicz-Bosco to malarka z doświadczeniem gdańskiej uczelni, paryskich treści malarzy „szkoły sopockiej”, biegłości zdobytej w Ecole des Beaux Arts, malarskiego kunsztu jej mamy i wreszcie, a może przede wszystkim, swojej bogatej osobowości, które to wypełniały przestrzeń małej pracowni gdzie spotkałem się z artystką i jej sztuką.
Ten intrygujący tytuł zbiorowej wystawy, dotyczy ostatniego pokazu, który miał miejsce w Galerii ZPAP w Gdańsku. Kurator wystawy Mariusz Hoffman, niedawny laureat sopockiego konkursu „Fortepian Szopena”, postawił pytania egzystencjalne, ale wybranym artystom których onegdaj łączyły wspólne studia na Wydziale Malarstwa i Grafiki PWSSP w Gdańsku.

W ostatnim czasie prywatne zbiory gdańskiego malarstwa wzbogaciły się o kilka znakomitych pozycji. Dwóch kolekcjonerów z Wybrzeża zakupiło na europejskich aukcjach sztuki przynajmniej kilka bardzo dobrych obrazów. Po pandemii sytuacja się nieco zmieniła, ceny zmalały i czas sprzyjał nabywaniu dobrej sztuki. Wymienię tylko kilka prac, których waga artystyczna stanowi znaczną wartość, biorąc pod uwagę w niektórych sytuacjach okazyjną ich cenę.
Dobiegła końca szósta edycja konkursu Wiersz + Obraz. Tegoroczny konkurs poświęcony został 200. rocznicy urodzin Cypriana Kamila Norwida. Wybitnej postaci polskiego romantyzmu. Niedocenianego za życia, dziś odkrytego i obdarzonego wielkim szacunkiem. Tytułowym wierszem był poemat „Fortepian Szopena” Organizator wydarzenia Towarzystwo Przyjaciół Sopotu Główną Nagrodę przyznało pracy gdańskiemu artyście Mariuszowi Hoffmanowi. Wręczenie nagrody odbyło się w Sopockim Dworku Sierakowskich. Gościnnie wystąpił Piotr Pawlak, gdański pianista młodego pokolenia, uczestnik Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, wiersze recytował Krzysztof Gordon, aktor „Teatru Wybrzeże”.

Jan Misiek i Andrzej Taranek to dwaj znani i doceniani gdańscy artyści. Mogę spokojnie powiedzieć, że są wybitnymi twórcami, i to nie jest nadinterpretacja. Na wystawie „Odblaski” prezentowanej w Domu Uphagena w Gdańsku przy ulicy Długiej nie wystawiają prac malarskich, ale jakże doceniane rysunki i kolaże.
Pracownia malarska Henryka Berlewiego znajdowała się przy ulicy Senatorskiej 38 i była nie tyle miejscem pracy, ile miejscem spotkań, dyskusji, wymiany poglądów, powstawania nowych pomysłów. Bywały tam znakomitości europejskiej sztuki rodzącej się europejskiej abstrakcji na czele z Kazimierzem Malewiczem.
Pierwsza wystawy „Gdańsk przez pryzmat” odbyła się w grudniu 2019 roku. Minęły blisko dwa lata, niby niedawno, a jak zmienił się świat. Koronawirus zrobił swoje. To wszystko co nas dotknęło zrewidowało postrzeganie sąsiedztwa i tego co znajduje się wokół, także nas samych. Jak się znajdujemy w tym wszystkim, a jak układają się nasze relacje z rzeczywistością? Obiektywny świat stał się inny, wywrócił nasze założenia do góry nogami. Życie jednak trwa nadal, a wystawy malarstwa odbywają się jak kiedyś i odbywać się będą. Czy zmieniły się zasady? No nie, ale jest inaczej, pojawiły się nowe wyzwania i problemy. Staliśmy się dojrzalsi, czy czujemy inaczej?
Takie rzeczy już praktycznie się nie zdarzają. Mój znajomy, wytrawny kolekcjoner sztuki, znawca światowych antykwarycznych rynków malarstwa odkrył na końcu świata w jednym z australijskich domów aukcyjnych wybitne dzieło polskiego malarza. To niesłychane odkrycie, w tak odległym zakątku świata wzbudziło wielkie zainteresowanie, bowiem obraz Jacka Malczewskiego - Portret własny z około 1902 roku, zupełnie nieznany w Polsce jest dużego kalibru odkryciem. Tym bardziej, że obraz namalowany jest na palecie malarskiej służącej do mieszania i rozprowadzania kolorów.
Piotr Jakubczak. Nie znam artysty, nigdy z nim nie rozmawiałem, ale oglądam jemu poświęconą publikację i jest bardzo ciekawie. 27 sierpnia w Sopockiej Galerii Sztuki, nie mylić z Sopockim Domem Aukcyjnym, odbędzie się jego wernisaż. Mam nadzieję, że zbliżająca się kolejna pandemia już nie zakłóci trójmiejskiego życia towarzysko – artystycznego.
Nie pierwszy raz spotykam się z malarstwem Tadeusza Bałakiera. Pamiętam nieodżałowaną elbląską galerię Zum prowadzoną przed laty przez Krystynę Olechnowicz oddaną sztuce Żuław, Warmii i Mazur. Praca na rzecz popularyzacji tych zapomnianych regionów Polski owocowała szeregiem bardzo ciekawych wystaw i tam miałem okazję po raz pierwszy zapoznać się z pejzażowym malarstwem Bałakiera. Teraz wystawę jego twórczości prezentuje Dworek Sierakowskich w Sopocie.
Sensacyjne odkrycie trzech małych modernistycznych obrazków w stylu Jana Stanisławskiego uważam za wielką rewelację ostatnich dni na rynku antykwarycznym Wybrzeża. Autorem tych trzech niepozornych pejzaży jest ponad wszelką wątpliwość polski dramaturg, odsądzany od czci i wiary, mocno oceniany przez krytykę jako: alkoholik, narkoman, seksoman, kabotyn, wielka postać polskiej kultury – Stanisław Przybyszewski.
Ostatni miałem okazję obejrzenia wystawy gdańskiej artystki Adriany Majdzińskiej. Osoby w środowisku gdańskich twórców rozpoznawalnej i dobrze znanej, mającej już spore doświadczenie, ale często jeszcze zaskakującej swą wrażliwością i świeżym intelektualnym spojrzeniem na dzisiejszą sztukę. Ale o tym za chwilę.

Artykuły 

















