Artykuły
Motyw morza, często decyduje o atrakcyjności obrazu. Dlatego bardzo często przy zakupie i wyborze dzieła, które ozdobi ściany naszego mieszkania decyduje motyw marynistyczny. Morze wprowadza klimat nadziei, nierozłączny z naszymi oczekiwaniami i to niezależnie czy jest ono wzburzone czy porusza się majestatycznie, wolno kołysząc na fali żaglowiec czy statek. Morza wielkich twórców, malarzy, to studia i poszukiwania nowych środków stylistycznych, dla różnicowania pogody, światła i efektów wywoływanych przez grę kolorów. Często wiatr, słabo zauważalny na obrazie odgrywa podstawową rolę, uniemożliwiając wejście do poru statku, targając nim na wszystkie strony, spychając go z linii trawersu.
Dziś po zapoznaniu się z niedawno zakupioną przeze mnie monografią, katalogiem zbiorów „Stanisław Brzęczkowski 1897-1955” mogę śmiało powiedzieć, że ten mało znany artysta należał do wybitnych przedstawicieli naszego miasta. Ilekroć pisałem o twórczości polskich malarzy w Wolnym Mieście Gdańsku prawie zawsze na początku padało jego nazwisko, przywoływałem jego postać. Jednak poza krótką, lakoniczną biografią i paroma znanymi mi grafikami pomorskich miast nie znałem jego wielkich zasług dla Gdańska i reprezentacji sprawy polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku.
Kiedy w gronie kolegów przy „małej czarnej” opowiadałem o zdarzeniu, które ostatnio mnie spotkało, widziałem przynajmniej na dwóch twarzach lekkie zakłopotanie. Rozmawialiśmy w towarzystwie mądrych, doświadczonych ludzi, którzy jak to się mówi z niejednego pieca chleb jedli i sprawy polskiej literatury bynajmniej nie są im obce. Wydawało się, że wymieniam nazwisko osoby powszechnie znanej – Eugeniusz Paukszta, polskiego literata, prozaika, publicystę, prawda, że czasy jego świetności dawno minęły, a sam autor już od ponad czterdziestu lat nie żyje. Powieści, które tworzył w znacznej większości były mi zupełnie nieznane, jednak osoba w opowiadaniach domowych przewijała się często. Nazwisko pisarza w części moim kolegom nic nie mówiło, niestety to już inne pokolenie.
Sprzęt jest ważny, ale nie najważniejszy, liczy się to co znajduje się kilka centymetrów za aparatem. To głowa decyduje o tej jednej chwili, chwili która przesądza o tym jednym, jedynym ujęciu, które czasami otwiera drogę do sławy. Grzegorz Lewandowski od lat prowadzi zakład fotograficzny przy ulicy Chopina w Sopocie. Jak ludzie mówią jest uznanym rzemieślnikiem miejskiej fotografii.
Wystawa malarstwa Bogdana Cierpisza w Dworku Sierakowskich przenosi nas do czasów sopockiego koloryzmu. Czasów wielkiego powojennego ożywienia sztuką plastyczną, kiedy malarstwo było malarstwem, a sztukę dało się dość wyraźnie oddzielić od produktu zastępczego, substytutu, którym jesteśmy dość często dziś karmieni w wielu otaczających nas galeriach. To wielka uczta uczestniczyć w wydarzeniu, może dla niektórych już demode, ale mnie zawsze wzrusza prawdziwe malarstwo polskich postimpresjonistów.
Manifestacja wielkości i bogactwa Gdańska w jego codziennym życiu następowała poprzez sztukę i architekturę. W połowie XVII wieku, a więc w czasie największej prosperity, dominacji i potęgi miasta w Europie, port należący do Związku Hanzeatyckiego lśnił przepychem, rozwijał się szybko, a sztuki piękne dominowały ponad miarę.
Jakakolwiek recenzja działań artystycznych profesora Wojciecha Strzeleckiego nie ma sensu bez przypomnienia jego młodzieńczych lat. Cała droga artystyczna jest pochodną wczesnych lat przeżyć wyniesionych z rodzinnego domu. Domu wybitnych artystów, rodziców małego Wojtka, syna Zuli i Mariana Strzeleckich, bowiem jak odnieść się do ostatniej wystawy prof. Wojciecha Strzeleckiego, kiedy widzimy powrót do jego najdawniejszych fascynacji polskimi górami. Górami i wycieczkami na które zabierała go przyszywana ciotka, Józefa Wnukowa, legenda sopockiego powojennego malarstwa, podgrzewająca wyniesione z rodzinnego domu zainteresowania sztuką.
Ostatnio przypomniałem sobie wspaniałą wycieczkę z rodziną do Krakowa. Oczywiście wspomnienia te zrodziły się na gruncie sytuacji, która nas dotyczy i jest podyktowana trzecim atakiem pandemii nieustępującego korona wirusa. To wspomnienie dobrych lat, swobodnego korzystania z dobrodziejstw normalnych czasów. Jednym z koniecznych punktów zwiedzana Krakowa była Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach.
Ostatni raz ze Zbyszkiem Szczepankiem spotkałem się w październiku 2017 roku, podczas jego ostatniego wernisażu malarskiego w Gdańskim Domu Aktora przy ulicy Straganiarskiej. Okazją była 40. rocznica jubileuszu pracy twórczej. Specjalną nagrodę malarską w dziedzinie kultury przyznał wówczas artyście Mieczysław Struk, Marszałek Województwa Pomorskiego. W miłej i autentycznej atmosferze, małej gdańskiej galeryjki, rozmawialiśmy o życiu, malarstwie i planach na przyszłość.

Ragimund Reimesch, austriacki artysta z Braszow, rumuńskiego miasta w Transylwanii, był Sasem z Siedmiogrodu i prawdopodobnie Gdańsk odwiedził tylko raz, na przełomie 1927/28 roku. Swój pobyt w mieście poświęcił na wykonanie serii rysunków zespołu miejskiego, który w tym czasie cieszył się wielką popularnością nie tylko ze względu na jego zabytki, ale także na wyjątkową państwowość kompromisowego miasta - państwa.
Urodził się w Koronowie niedaleko Bydgoszczy w 1897 roku. Ilekroć pisałem o polskich artystach w Wolnym Mieście Gdańsku zawsze wśród pierwszych czterech wymieniałem jego nazwisko. Stanisław Brzęczkowski obok Mariana Mokwy, Stanisława Chlebowskiego i Mariana Bohusz – Szyszko należał do najbardziej polskich artystów na terenie Wolnego Miasta.

Ryszard Kowalewski jest artystą malarzem, w środowisku trójmiejskich osobowości przez duże grono osób rozpoznawalnym jako himalaista, człowiek gór. To malarz czy himalaista? Himalaista czy malarz? Osoba popularna, przez wiele lat prezes gdańskiego Związku Polskich Artystów Plastyków, społecznik działający na rzecz środowiska plastycznego nie tylko na Pomorzu. Właśnie przed paru dniami ukazał się album będący zapisem jego blisko 50-letniej kariery artystycznej, ale także zapisem 40 lat zdobywania najwyższych gór świata.

Jeszcze przed końcem roku ukaże się dawno oczekiwana publikacja zatytułowana „Teka Gdańska – Ignacy Klukowski” to pozycja prezentująca malarstwo artysty, którego od niedawno stawia się obok twórczości: Mariana Mokwy, Stanisława Chlebowskiego, Antoniego Suchanka czy Mariana Szwocha znakomitych gdańskich malarzy morza. Co prawda Ignacy Klukowski nie był zdeklarowanym marynistą, jednak jego morskie tematy i to zarówno pejzaże jak ujęcia statków w stoczniach czy portach umiejscawiają jego twórczość w gronie najlepszych polskich marynistów.

Artykuły 























